The First

Jest ! Przez poprawkami było 10 stron w Wordzie, teraz wyszło 11.
Serdecznie zapraszam do czytania i mam nadzieję, że spodoba się wam i będziecie tu zaglądać częściej :) 


Deszcz. To pierwsze słowo jakie przychodziło zapytanej osobie z czym kojarzy się im Londyn. Przez większość roku nad prawie całą Anglią panowała pochmurna, deszczowa pogoda. Rzadko kiedy gościło tutaj słońce. Było to coś niespotykanego, a gdy już pojawiło się każdy korzystał z pogody. Ten dzień nie był jednak tym wyjątkowym dniem, od samego rana padało. Krople uderzały o okna wieżowców, nowoczesnych bloków w centrum miasta. Szczęściarzami byli mieszkańcy starych kamienic, ozdobne gzymsy niczym dach ochraniały okna przed natarczywymi kroplami deszczu. Jednak to były niewielkie plusy, stare kamienice miały i swoje wady. Stare dachy przeciekały, brak wind, stare skrzypiące schody. Miasto wielokrotnie naprawiało te uszczerbki, jednak mieszkańcy opuszczali swoje lokale i zamieszkiwali gdzie indziej. Byli tacy co za bardzo kochali te stare mury i zostawali w nich, czasami aż do śmieci. Pozostawiali je w spadku rodzinom mając nadzieję iż dobrze zajmą się ich ukochanymi mieszkaniami. Czasami i tak było, spadkobiercy zamieszkiwali w odziedziczonych mieszkaniach, jednak koszty utrzymania były za wysokie i opuszczali je. Wielu z nich decydowało się na sprzedaż, nie byli jednak nawet świadomi tego komu je sprzedają. Czarodzieje polowali na te mieszkania, w szczególności usytułowane w centrum miasta. Mieli stamtąd  bardzo blisko na ulicę Pokątną oraz na peron 9 i ¾ . Dla nie których liczyła się tylko odległość między domem z Dziurawym Kotłem. Co było dalej to już się nie liczyło. Właśnie z takich pobudek młoda czarownica kupiła 2 mieszkania na ostatnim piętrze kamienicy sąsiadującej z owym pubem. To tam spędzała ostatnio dużo czasu. Z przyjaciółmi którzy przeżyli, starali się odzyskać równowagę. Powoli snuli plany na przyszłość. Musiała dojeżdżać, a teraz spokojnie mogła spacerkiem bez pośpiechu przyjść na spotkanie. Wieczory spędzała na zapleczu Dziurawego Kotła, razem z innymi czarodziejami grała w pokera. Nie zawsze miała siłę teleportować się do domu, a wracanie w środku nocy nie należało do najbezpieczniejszych czynności. Od teraz musiała tylko wspiąć się po schodach kamienicy i była w domu. Mieszkania były malutkie, ale przez wyburzenie ściany powstało jedno duże mieszkanie.  Drzwi zostały przestawione , wchodząc przez nie od razu wchodziło się do wielkiego salonu z aneksem kuchennym. Ściany były oczyszczone, a cegły pomalowane na przybrudzoną biel. Kuchenne szafki również były w białej tonacji. Postawiono również na szarość, blaty oraz płytki ścienne i podłogowe różniły się tylko odcieniami szarości. Wykładzina w reszcie mieszkania idealnie współgrała z nimi. Nie było typowej jadalni, wielkiego stołu mnóstwa krzeseł na około niego. Przy obniżonym parapecie okna sąsiadującego z kuchnią stał niewielki stolik, tworzył mały kącik śniadaniowy. Siedząc na parapecie można swobodnie przyglądać się londyńskim uliczkom i przechodniom. Salon połączony z kuchnią zaopatrzony był  w dużą ciemnoczerwoną sofę, dokładnie narożnik. Naprzeciwko niego stał stolik kawowy z ciemno brązowego drewna. Pozostałe dodatki, elementy wystroju miały dostosować się do tych dwóch ukochanych mebli właścicielki. Na ścianie przy której stał narożnik było mnóstwo ramek, wszystkie w różnych odcieniach czerwieni, a na zdjęciach najbliżsi młodej wiedźmy. Ci którzy przeżyli, udało im się przeżyć, co w ostatnich latach nie było łatwe. W wielu ramkach byli ci, co odeszli. Za właśnie tą ścianą mieścił się jeden z dwóch pokoi gościnnych. Obie sypialnie były takie same, duże łóżka po środku pokoju, na lewo niewielkie szafy, oczywiście zaczarowane by zmieściło się tam bardzo dużo rzeczy i pomalowane w kolorze butelkowej zieleni z czerwonymi dodatkami. Oddzielała je szara łazienka z czerwoną armaturą. To był jej kaprys, chciała mieć właśnie taką łazienkę. Nie było to praktyczne, zdawała sobie z tego sprawę. Ale zakochała się w tej wielkiej czerwonej wannie na ślicznych rzeźbionych nóżkach. To wszystko było po lewej stronie mieszkania, po prawej było jej królestwo. Tuż za kuchenną ścianą ogromna sypialnia, łóżko stało oczywiście na środku z baldachimem naprzeciwko okna z którego rozpościerał się widok na Londyn. Tuż obok okna znajdowała się staromodna toaletka z postarzanym lustrem i mnóstwem skrytek. Jedna ze ścian obłożona tapetą w staromodny wzór w odcieni ciemnej czerwieni, pozostałe były po prostu białe. Z sypialnią sąsiadowała łazienka, nie tak wymyślna jak pierwsza. Czerwone płytki, czarne baterie w białej armaturze. Ostatnim pomieszczeniem jakie było w tym mieszkaniu to gabinet połączony z biblioteczką. Dwie ściany obudowane wielkimi ciemnobrązowymi regałami obładowanymi różnorodnymi książkami. Pod oknem w kącie pokoju stary ciemnogranatowy fotel, tuż obok znajdował się stare podniszczone biurko. Walało się na nim bardzo dużo papierów, prywatnych i służbowych. Na ścianie tuż przy drzwiach był duży kominek ozdobiony granitem. To właśnie w nim pojawił się młody mężczyzna . Wyszedł poprawiając sportową marynarkę szytą na miarę. Rozejrzał się zdzwiony po gabinecie, wolnym krokiem podszedł do biurka i szybko przejrzał korespondencję. Odłożył jeden z listów i skierował swoje kroki do wyjścia. Spojrzał na dwie pary drzwi i wybrał pierwsze sąsiadujące z kuchnią. Stanął w drzwiach i przyjrzał się skotłowanej kołdrze w rogu łóżka. Podszedł wolnym krokiem do łóżka i uśmiechnął się widząc wystającą stopę. Przesunął po niej palcami, nie minęła minuta a stopa zniknęła pod kołdrą spod której wydobyło się mruczenie. Chłopak złapał za róg kołdry i ściągnął ją z łóżka na podłogę.
- Matko Boska ! Co się dzieje ?! – podniosła się z krzykiem i odgarnęła włosy tyłu rozbawiając chłopaka swoją reakcją
- Wystarczy Diabeł, skarbie. Czekam w kuchni – odwrócił się i wyszedł zostawiając ją samą w sypialni. Dołączyła do niego po kilku minutach, stanęła boso w czerwonym krótkim satynowym szlafroku. Delikatnie podkreślał jej kobiece kształty, zawiązała go zakrywając dokładnie piersi. Zmrużyła oczy niezadowolona faktem, iż zdążył rozgościć się w jej mieszkaniu. Prychnęła cicho na widok rozsypanej kawę na blacie i jego prób uruchomienia ekspresu.
- Jak mnie znalazłeś ? Mieszkam tu zaledwie 3 dni. Nikt nic nie wie o tym mieszkaniu
- Po prostu chciałem trafić do biura Hermiony Granger, a raczej Zabini i znalazłem się tutaj. Od kogo wynajmujesz ? Świetnie urządzone i chyba dobra lokalizacja.
- Kupiłam, nie mam zamiaru wynajmować od kogoś.
- Kupiłaś ? Jak ?
- Normalnie, za pieniądze. Wiesz, poszłam pewnego dnia do Gringota i wymieniłam galeony na funty. Spacerowałam sobie po Londynie i nagle do głowy wpadł mi pomysł. Kupię mieszkanie ! I poszłam do najbliższego agenta, dałam mu pieniądze i kazałam znaleźć najlepsze mieszkanie.
- Jak ja się cieszę, że dopiero teraz prawda wyszła na jaw. Nie wytrzymałbym z taką wredziurą tyle lat.
- Kiedyś nie byłam taka wredna.
- Fakt .. No dobrze, rozumiem. To jest twoje mieszkanie, kupiłaś je. Ale jak ? To jest bardzo droga dzielnica, mimo tego że tutaj nie jest za bezpiecznie. Dla nas czarodziei to jest spory wydatek. Ja wiem. Masz pieniądze, ale nie spodziewałem się że tak dużo.
- Ostatnio miałam dobrą pasję. Karty mi sprzyjały – uśmiechnęła się do siebie i wyjęła dwa kubki. Blaise patrzył na nią z szeroką otwartą buzią, zdawał sobie sprawę z talentu dziewczyny. Potrafiła blefować, karty jej dobrze szły. W momentach gdy szczęście jej sprzyjało, potrafiła wygrać kilka tysięcy galeonów.  Ogrywała starych wyjadaczy, zdarzało się że grywali przy jednym stoliku. Ogrywała go, do ostatniego knuta. Kilka ostatnich partyjek opuścił, przez dwa tygodnie podróżował po całej Europie w poszukiwaniu ostatnich zbiegłych Śmierciożerców. Podjął się współpracy z Ministerstwe Magii. Może nie należał do nich, ale cóż .. Przyjaźnił się z Draconem i wiedział co nieco. Chciał wrócić z czystym sumieniem do szkoły, by skończyć ją i zająć się potem już swoimi planami.
- Za kogo się tym razem podałaś ? I kogo tak spektakularnie ograłaś ?
- Za Gin – rzuciła luźno podając mu kubek z kawą, który zaraz upuścił – Reparo ­. Mógłbyś nie marnować tak dobraj kawy ? – zrobiła mu drugiej i oba kubki postawiła na stoliku przy oknie. Wygodnie usadowiła się na parapecie upijając łyk kawy.
- Oszalałaś ? Za Weasley’ównę ? Przecież jak ktoś się dowie … To będzie skandal jak ktoś się dowie ! – spacerował po salonie obserwując ją uważnie – Wyobrażasz to sobie ? Narzeczona Wybrańca gra w pokera z podejrzanymi typkami ! Ona wie ? No jasne, że nie wie ! Gdyby wiedziała zabiłaby cię !
- Ale Ginny sama mi pozwoliła, nawet na to nalegała. Jako jedyna wie, no oprócz ciebie, że grywam z pokera z Dziurawym Kotle. A po za tym to wkurzy Harry’ego, a na tym zależy Ginny. Za to co zrobił to należy mu się. Dupek.
- Dupek ? Może opowiesz mi co takiego się wydarzyło podczas mojej nieobecności, że Potter już nie Potter, a Dupek ? Niby nie było mnie tylko dwa tygodnie, ale pewnie dużo się zmieniło. A nie miałem dostępu do Proroka i Rubryki Towarzyskiej – wyszczerzył się do niej pokazując szereg równych śnieżnobiałych zębów.
- No tak .. Zaczynając od początku to po tym jak skończyły się najważniejsze procesy i te mniej ważne. Większość uczniów, najwięcej to Ślizgoni, zerwało swoje zaręczyny, które były ogłoszone przez rodziców przed i w czasie wojny. Pojawiło się kilka zaskakujących par, ale większość dziewczyn to nie twoja liga. Nie masz co żałować. Te warte twojej uwagi dalej tkwią w związkach, albo są jeszcze wolne. Jak długo to nie wiem. Po za tym, dużo pisali o tym jak Skeeter próbowała podkopać wiarygodność Luny i Żonglera. Wspominali też o szkole, budowa się skończyła i McGonagall wysyłała listy do uczniów. To wszystko z takich mniej ważnych spraw. Największą sensacją były zdjęcia Potter’a. Dzień po twoim wyjeździe w Proroku pojawiły się jego zdjęcia z jakąś blondyną. Całowali się i macali. Następnego dnia ukazało się oświadczenie. Zaczął chrzanić, że to wielkie nieporozumienie. Osoba na zdjęciu to nie on. Dodał, że jest zawiedziony poziomem Proroka i żąda przeprosin od całej redakcji. Ginny była razem z nim, również coś tam powiedziała, ale prawda była inna. W domu zrobiła awanturę, leciało wszystko. Wazony, szklanki, kieliszki, butelki. Wszystko co wpadło w jej ręce trafiało w stronę Potter’a. Staraliśmy się z Ronem ją uspokoić, jemu się dostało. Gin go oskarżyła że wiedział o tym. Prawda była taka, że nie wiedział. W Ministerstwie dorwał go i obił mu buźkę. Jakoś ja uspokoił. Minęły dwa dni i kolejna sensacja. Potter ląduje znowu na okładkach Proroka w towarzystwie już nie tajemniczej blondynki, bo jej tożsamość została odkryta. A wiesz kto nią jest ? Nie zgaduj bo ci się nie uda. Astoria Greengrass ! Prawie nadzy na okładce Proroka. To co się działo w Ministerstwie było nie do opisania. Akurat byłam u Rona, gdy jedna z jego koleżanek wpadła do biura. Zaczęła coś gadać o awanturze i morderstwie przy pomniku. Wybiegliśmy na balkon na piętrze i patrzyliśmy jak Potter ucieka szybko do kominków, a za nim biegnie Astoria. Nie minęła chwila, a za nimi pojawiła się Gin z Malfoy’em. Walnęła go w twarz, planowała jeszcze raz to zrobić, ale ubiegł ją Malfoy. Obił mu porządnie mordę, a Gin swoją uwagę skupiła na Astorii. Wytargała ją za kudły i rzuciła do fontanny. Zrobiło się zamieszanie, nie wiedziałam gdzie patrzeć. Nagle zjawiła się ochrona i wyprowadziła Gin i Malfoy’a. Z tego co wiem , zdradzę ci to w tajemnicy, wylądowali w mugolskim barze gdzie się upili a potem spędzili ze sobą noc.
- O cholera … No to się porobiło. Ale skąd wiesz, że poszli do łóżka ? Ruda ci się przyznała ?
- Wieeesz … w końcu grałam z Twoim blondynkiem w pokera. Zdziwił się gdy zobaczył Ginny przy stoliku. Szło jej wyjątkowo dobrze i próbował ją zdekoncentrować. Co jakiś czas podszeptywał co nieco o spędzonej nocy. Sugerował, że jeśli przegram to z chęcią pocieszy mnie w łóżku tak jak kilka dni wcześniej. Po tym jak przegrał, powiedziałam że z chęcią go pociesze po przegranej. Warknął wściekły i zniknął.
- NIE !! JA W TO NIE WIERZE ! To dlatego pisał, że zabije każdego rudzielca jakiego zobaczy. Ograłaś go ! To ty go tak ograłaś – wytrzeszczył oczy jak rozjechana żaba i patrzył na nią zszokowany. Draco prawie nigdy nie grał stawiając takie duże kwoty, robił to bardzo rzadko.  Smok prawie nigdy nie przegrywał, nawet jak to się stało były to małe kwoty. Karty to jedna z jego ulubionych rozrywek, za to zaczął lubić mugoli.
- To nie moja wina, mówiłam mu prosto w oczy by nie podbijał bo przegra. Ale on swoje i podbijał. Nie byłam dłużna i też podbijałam. Myślał, że blefuje, ale cóż pomylił się i stracił – wredny uśmieszek pojawił się na jej ustach i upiła kawy wyciągając nogi na parapecie – Sam jest sobie winny Blaise. Ja tylko grałam.
- Zachowujesz się jak prawdziwa Ślizgonka.
- Spadaj, ja jestem Gryfonką – prychnęła cicho odwracając wzrok w stronę okna. Przyglądała się pędzącym taksówkom, piętrowym autobusom. Ludziom przebiegającym między samochodami spieszącym się do autobusów, które zawiozą ich do pracy. Dzieciaki na deskorolkach mknęły po chodnikach przewracając co jakiś czas dorosłych. W takim tłumie jednak potrafiła dostrzec kilka dobrze znanych jej postaci, nie spieszyli się. Powoli mijali budynki, spokojnie rozglądali się aby niezauważeni zniknęli w drzwiach prowadzących do Dziurawego Kotła.
- Jesteś świadoma tego że to może się zmienić ? Dostałem odpowiedź od McGonagall .. Wyraziła zgodę na powtórny przydział. Mam jej odpisać kiedy chcemy to zrobić, w trakcie rozpoczęcia czy wcześniej.
- Blaise, wiem zgodziłam się, ale nie jestem w dalszym ciągu pewna tego czy dobrze robimy. Wiesz ile to zmieni ? Będą gadać, plotek nie będzie końca. A to i tak nic. Jesteś w stanie wyobrazić sobie jak zareagują nasi najbliżsi ?
 - Z matką nie mam kontaktu, Pansy myślę że to zaakceptuje. Draco głośno szczeka, ale nie ugryzie. To potulny pudelek. No ale jak się boisz to kupię to coś co zakładają mugole psom i będę prowadzał na smyczy – złapał ją za rękę i bawił się jej palcami by dodać jej otuchy.
- Jeśli trafię do Slytherinu jakoś dam radę, w razie czego będę ich unikać. Jestem w tym dobra, robiłam to wiele lat. Bardziej boję się o Weasley’ow, Nevilla i Lunę. Są dla mnie jak rodzina, nie przeżyję utraty kolejnej.
- Hermiono, posłuchaj mnie. Twierdzisz, że to są twoi przyjaciele, traktujesz ich jak członków rodziny. Jeśli oni również tak cię traktuję to na pewno to zaakceptuję. Wiadomo, będzie im trudno. Będą w szoku. Rodzina jak kocha to nie odwraca się od człowieka. Ja nie odwrócę się od ciebie, nigdy. Zapamiętaj  - uśmiechnęła się, ale on dalej widział smutek w jej oczach. Przyciągnął ją do siebie i delikatnie całując w czoło zastanawiał się dlaczego jest takim egoistą. Bała się, mimo to zgodziła na wysłanie listu do dyrektorki. Miał w pewnym momencie wątpliwości, ale chęć poznania prawdy i przekonania się jakby było, gdyby nic nie zostało ukryte była silniejsza.


Przez południem pojawili się przy bramie prowadzącej do szkoły, zamczysko nic się nie zmieniło. Było takie jak kiedyś. Ktoś kto nie wiedział o wojnie mógłby nic nie zauważyć, gdyby nie pomnik upamiętniający poległych. Nieopodal Zakazanego Lasu. Nie wysoki, ale widoczny. Przed nim granitowa tablica, a na niej nazwiska. Oboje znali, lepiej czy gorzej, tych co tam byli. Nic nie musieli mówić, oboje skierowali się tam. W ciszy odmówili modlitwę.
- Wszyscy byli tacy młodzi .. Nawet Tonks i Lupin. Zostawili synka wiesz ? Mały Teddy. Jest uroczym dzieckiem. Byłam u niego kilka dni temu. Rośnie jak na drożdżach.
- Jeśli dobrze myślę, to on jest rodziną Smoka co nie ?
- Ychym, matka Malfoy’a i babcia Teddy’ego to siostry. Malfoy jest wujkiem małego.
- A Potter jego ojcem chrzestnym. Dzieciak nie będzie miał z kogo brać przykładu.
- Chodźmy, chce już wiedzieć czy moje życie ulegnie 100 procentowemu zrujnowaniu, czy może jest szansa na jakieś ocalenie.
- Nie przesadzaj, w Slytherinie jest fajnie. Imprezy co wieczór. Zero nudy, tak jak w Gryffindorze.
- Och ! Rewelacyjnie Blaise. Imprezy na których będą te wspaniałe Ślizgonki, które jak tylko się wszystkiego dowiedzą będą próbowały mnie zabić na każdym kroku. Nie mogę się doczekać.
- Nie pozwolę im zrobić ci krzywdy, jak będą próbowały coś ci zrobić to będą mieć ze mną do czynienia Hermiono. Rozumiem, zmiana otoczenia z nudnych Gryfonów do rozrywkowych Ślizgonów to ogromna różnica. Ale przywykniesz. Dasz radę. Nie musisz uczestniczyć w imprezach.
- Idiota – mruknęła cicho i przyspieszając kroku. Wspięła się po kamiennych schodach i stanęła na dziedzińcu rozglądając się. Pragnęła tu wrócić, ukończyć szkołę i pójść dalej. Wyobrażała to sobie, jak wracają we czwórkę kończą szkołę, a potem spełniają swoje marzenia. Nigdy nie przypuszczała, że może wrócić do szkoły należąc do innego domu znając tajemnice ukrywana przez lata.
- Dzień dobry Hermiono – znajomy głos wyrwał ją z zadumy, spojrzała na dyrektorkę która pojawiła się u niej w domu lata temu. To ona wprowadziła ją w świat magii. Pojechała z nią i jej rodzicami na Pokątną. Pomogła wymienić funty na czarodziejską walutę, oprowadziła ją po całej ulicy i pokazała najważniejsze miejsca. Ta kobieta podarowała jej bilet na peron 9 i ¾ - Gdzie Blaise ?
- Utopiłam go w jeziorze, mam nadzieje że kałamarnica jest głodna – uśmiechnęła się lekko i podeszła do dyrektorki – A tak naprawdę, to nie wiem. Pewnie został na błoniach. Chodźmy same, nie chce by był świadkiem. Stara się jakoś poprawić mi humor, ale bardziej mnie denerwuje
- Rozumiem, w takim razie chodźmy – uśmiechnęła się do brunetki i weszły powoli do szkoły. Szły w ciszy w stronę gabinetu w którym urzędowali wszyscy dyrektorzy. Kobieta co chwilę patrzyła na swoja najpilniejszą uczennice. W dalszym ciągu nie mogła uwierzyć, że ta dwójka to rodzeństwo. Po tym jak weszły do gabinetu, starsza kobieta zaparzyła im herbaty i nalała do dwóch filiżanek – Jesteś przekonana do tego ?
- Pani dyrektor .. Powiem szczerze. Nie. Nie jestem do tego przekonana, nie jestem gotowa by dowiedzieć się prawdy. Z jednej strony jestem pewna, że nic się nie zmieni. Tiara przydzieliła mnie do Gryffindoru, gdybym miała trafić do Slytherinu zrobiłaby to wtedy. Ona nie jest głupia, jeśli posiadam cechy które świadczą o tym, że tam mam należeć byłabym tam. Gdyby tak było, to już wtedy wyszedł by na jaw ten fakt. Nikt by nie zostawił takiej sensacji , mugolak w domu Salazara Slytherina. Ale z drugiej strony .. Myślałam nad tym. Zmieniłam się. Nie jestem tą samą osobą co kiedyś. Wojna mnie zmieniła. Zauważyłam pewne cechy, takie typowe dla Ślizgonów. Jestem wredna, czasami aż sama się sobie dziwie, swojemu zachowaniu. Zaczęłam grywać w pokera, ograłam wielu czarodziei. Zrobiłam się przebiegła. Po tym jak zabrała mnie Pani na Pokotną, siedziałam w domu i czytałam Historią Hogwartu. Uważałam, że powinnam trafić do Hufflepuffu albo Ravenclawu. Powiedziałam rodzicom, że w którymś z tych domów będę. Zapytali dlaczego, a ja im powiedziałam że jestem mugolem i nie mogę przez to należeć do Slytherinu. A Gryffindor .. bo w żadnym stopniu nie jestem odważna, nie jestem jak lew który jest w godle. Teraz, siedzę tutaj i ponownie mam przejść przez ceremonie przydziału. I domy które biorę pod uwagę to te dwa które kiedyś odrzuciłam. Czy to nie dziwne ? Boje się, ale zrobię to bo chce wiedzieć. Chce wiedzieć. Teraz znam prawdę, wiem kim jestem, znam swoją przeszłość. Zero tajemnic, teraz Tiara podejmie właściwą decyzje.
- Hermiono, od zawsze byłaś dojrzalsza niż inni. Byłam zaszczycona, gdy mogłam pojawić się w twoim domu i podarować ci list do szkoły. Z radością oprowadzałam cię po Pokątnej. Miałam takie same myśli jak ty, widziałam cię wśród Krukonów albo Puchonów. Ale bardzo się ucieszyłam jak trafiłaś do mojego domu. Tiara nigdy się nie myli i może w tamtym momencie to miejsce było odpowiednie dla ciebie. Myślę, że gdyby nie wojna pewnie powiedziałaby to samo. Ale to co przeżyliśmy wszyscy w czasie wojny, zmieniło nasze poglądy. Ona ukształtowała nas na nowo i nie jestem pewna czy powie to co kilka lat temu. Jesteś tego świadoma i zapamiętaj tylko jedno : jesteś dalej tą samą osobą którą byłaś lata temu, cechy które zauważyłaś u siebie po prostu zostały obudzone. One zawsze w tobie były, wyciszone spoczywały gdzieś w środku.
- Rozumiem – uśmiechnęła się blado delikatnie przesuwając palcami po brzegu filiżanki – Zróbmy to. Jestem już gotowa na poznanie prawdy – odstawiła herbatę na blat biurka i wzięła głęboki wdech i wydech. McGonagall wstała zza biurka, podniosła Tiarę z postumentu i podeszła do dziewczyny, nałożyła ją na głowę swojej uczennicy. Tiara w sekundę się obudziła.
- AHA ! Ja wiedziałam, że to kiedyś nastąpi. Dosyć późno się dowiedzieliście .. Możecie naprawić wszystko. Chcesz wiedzieć gdzie bym cię dała wtedy – czapka zamyśliła się i westchnęła głośno – Powiedziałabym Gryffindor tak czy owak. Dobrze cię ukształtował dom Lwa – Tiara mruczała pod nosem przez kilka minut. Jakby na szali odmierzała wartości które były w dziewczynie. Brunetka wytarła spocone dłonie w spodnie i spojrzała na swoją nauczycielkę – Nie denerwuj się .. Muszę dobrze się zastanowić gdzie cię dać. To jest wyjątkowo trudna decyzja, zmieniłaś się. Wiele twoich cech uległo zmianie. Mądra dalej jesteś, odważna się zrobiłaś. Pragniesz zdobywać wiedze mimo tego, że wiesz wszystko, a nawet więcej. Ale spryt ci się rozwinął, tak .. Bardzo dużo sprytu, jeszcze więcej zaradności. Dajesz sobie rade sama z wieloma trudnymi momentami. Trudny wybór .. Ale trzeba podjąć decyzję ..


Blaise siedział na błoniach i drapał Kła za uchem. Nie poszedł za dziewczyną, zdawał sobie sprawę że ją zdenerwował. Domyślał się także tego, że Hermiona chciała sama być w czasie ponownego przydziały. Przywołał do siebie patyk i rzucił go ponownie psu.
- I ty masz czelność nazywać się psem ? Idź po ten patyk – pokazał psu kijek leżący kilka metrów dalej. Zrezygnowany wstał i poszedł po niego – Widzisz? To nie jest trudne, musisz wstać i pobiec po patyk, a potem mi go przynieść. Rozumiesz ?
- Kieł nigdy nie umiał aportować, Ron wielokrotnie próbował go nauczyć. Zawsze kończyło się na tym, że sam chodził po patyk – Hermiona podeszła do psa i pogłaskała go po łbie – No cześć cześć.
- To w takim razie to nie jest pies, tylko jakaś imitacja. Każdy szanujący się pies to umie. A on co ? Tylko siedzi i się gapi
- I domaga się drapania. Nie zapytasz o to gdzie jestem przydzielona ?
- Nie chciałem naciskać. Jesteś w Gryffindorze tak ?
- Szykuj dla mnie cele w lochach, najlepiej jakąś oddalaną od tych wszystkich idiotek które do tego domu należą.
- Nie .. Żartujesz ? – chłopak podszedł do niej i złapał ją za ręce. Chciał, bardzo tego pragnął by na ten ostatni rok zmieniła dom. Jednak w głowie słyszał cichy głosik, który wołał że tak się nie stanie. Hermiona dalej będzie Gryfonką i będą widywali się na lekcjach, albo w czasie wolnym – Byłem pewny .. Myślałem ..
- Tiara długo myślała, zastanawiała się gdzie mnie umieścić. Oczywiście wiedziała wszystko, ale i tak umieściła mnie w Gryffindorze. Jednak teraz nie wiedziała. W końcu uznała, że tak będzie lepiej. Umieszczenie w Slytherinie będzie dobrą szkołą. Tak jakbym mało już przeżyła – westchnęła cicho i usiadła w miejscu gdzie przed chwilą siedział Blaise – Która godzina ?
- Zaraz będzie 15 – odpowiedział patrząc na zegarek i spojrzał na nią – Co się stało ?
- Obiad u Weasley’ów .. Mam być na 15 : 30. Pójdź ze mną Blaise. Powiemy im od razu. Proszę, o dużo proszę ale pójdź ze mną. Wtedy będę czuć się pewniej. Inaczej się załamię albo nic im nie powiem.
- Hermiono, pójdę z tobą. Razem im powiemy i jak będą mieć pretensję to zagrożę im że ich zjem razem z Kłem – usiadł obok niej obejmując ją ramieniem – Chodźmy, musisz się ogarnąć bo nie wyglądasz najlepiej. Uuch to bolało, jesteś niebezpieczna – złapał ją mocniej za ręce by znowu nie uderzyła go i teleportował się z nią do jej mieszkania. Dziewczyna szybko się przebrała, zrezygnowała z materiałowych spodni na rzecz trochę podziurawionych spodni. Do tego dobrała luźna materiałową koszulę. Wróciła do salonu i odetchnęła głęboko. Złapała go za rękę i teleportowała się razem z nim do Nory. Wylądowali na polanie oddalonej o kilkadziesiąt metrów od domu rudowłosej rodziny. Szli w ciszy spoglądając na rozbudowany dom.
- Bill z Fleur postanowili wrócić do domu, chcą być razem po śmierci Freda. Po za tym Fleur spodziewa się pierwszego dziecka i Molly chce mieć ją na oku. Postanowili trochę rozbudować dom i ulepszyć.
- Teraz nie wygląda jak nora, powinni zmienić nazwę ..
- Ale oni kochają ten dom, dla nich zawsze to była Nora i zostanie tak – powiedziała cicho zatrzymując się przed drzwiami – Gotowy ?
- Tak
Równie z jego odpowiedzią zapukała do drzwi, spojrzała na niego a potem na drzwi które otworzyły się szeroko. Oboje patrzyli na Artura Weasley’a. On patrzył na nich. Cała trójka milczała do momentu w którym dołączyła żona Artura.
- Dzień dobry państwo Weasley .. My tylko na chwilę .. Miałam być sama, ale jest coś co muszę wam powiedzieć. A to jest związane z Blaisem.
- Kochanie, co ty gadasz. Jakie na chwilę ? Chodźcie, zjemy obiad i porozmawiamy – zachęciła ich do wejścia, a potem wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z mężem. Zamknęli drzwi i udali się za młodymi do kuchni – Ginny i Rona jeszcze nie ma. Powiedzieli, że się spóźnią bo coś ich zatrzymało. Ale jest za to Neville z Luną. Chodźcie – kobieta popchnęła ich do stołu gdzie siedziała prawie cała jej rodzina i dwójka młodych czarodziei. Wszyscy przywitali się z Hermioną i Blaisem, jednak atmosfera była ciężka. Obiad przebiegł w wyjątkowo spokojnie, co u Weasley’ów było wyjątkową sytuacją. Rozmowy toczyły się na luźne tematy, powrót do szkoły, decyzje Kingselya dotyczące zmian w prawie czarodziei. Hermiona razem z Luna pomogły w pokrojeniu ciasta i zaparzeniu herbaty. Cisza która zapadła była bardzo niezręczna, brunetka spojrzała na Blaise a potem na kubek który trzymała w rękach.
- Przepraszam, za to co się dzisiaj wydarzyło. Wszyscy pewnie inaczej wyobrażali sobie ten obiad. Zepsułam go i przepraszam. Miałam powiedzieć wam to sama, ale Blaise wrócił wcześniej i mogę mieć jego wsparcie.
- Kiedy ślub ? – Artur przyglądał się młodym uważnie krojąc łyżeczką ciasto które sobie nałożył
- Jaki ślub ?
- Wasz kochanie, chyba to chcesz nam przekazać prawda ? Jesteście razem i planujecie ślub ?
- Może jesteś w ciąży i on jest ojcem ?
Dziewczyna patrzyła na każdego kto rzucał kolejną teorię, każdy z nich wymyślał co innego. Jednak większość się pokrywała w jakiś sposób. Blaise zamiast zaprzeczyć tylko kiwał głową, widziała jak stara się ukryć śmiech. Podniosła się odstawiając kubek na stół.
- Stop ! Ja nie jestem w ciąży. Nie planuje ślubu z Blaisem, nawet nie mogę. Nie chodzi o to o czym myślicie. Blaise jest moim przyrodnim bratem – powiedziała głośno starając się przekrzyczeć wszystkich zebranych. Rozmowy ucichły i swoją uwagę skupili na niej – Jak dobrze wiecie w czerwcu wyruszyłam do Australii by znaleźć rodziców. Byłam już blisko i dostałam list z Ministerstwa. Miałam stawić się na sprawę Blaise dotyczącą i jego przynależności do Czarnego Pana. Wtedy byłam zdziwiona tym faktem, bo nic nie wiedziałam. Tylko tyle, że walczył przeciwko niemu w ostatecznej bitwie. Zostało mi kilka dni, zarywałam noce by znaleźć jakiś ślad rodziców. Ostatniego dnia dowiedziałam się o ich śmierci. Zginęli w czasie rejsu do Nowej Zelandii na wycieczkę. Odwiedziłam ich grób i spakowałam się. Wróciłam do domu na początku lipca kilka godzin przed sprawą, zostawiłam rzeczy w domu i udałam się do Ministerstwa. Jeden z procesów się opóźnił, czekałam na rozpoczęcie procesu Blaise. Na początku przesłuchiwali kilku Śmierciożerców, potem zostałam wezwana. Oczywiście na początku zaczęli od formalności . Za kłamstwo mogę zostać skazana, mam odpowiadać zgodnie z prawdą. Padły pytania czy jesteśmy spokrewnieni. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że nie jesteśmy. No i zaczęli przesłuchiwanie. Pytali co wiem o Blaisie. Opowiedziałam, że tak naprawdę nie wiem o nim nic. Jedyne co mogę potwierdzić to to, że walczył po stronie Harry’ego i pokonał kilku Śmierciożerców. I w tym momencie się zaczęło. Jeden z czarodziei oznajmił że zeznaje na jego korzyść. Zaprzeczyłam mówiąc że wiem tylko to i nic innego nie wiem. Fox, bo tak się nazywa zażądał by skazać mnie za kłamstwo. Zaczęłam protestować i chciałam by wyjaśnił o co chodzi. Wszyscy obserwowali go, a on jak gdyby nic oznajmij, że ja i Blaise jesteśmy spokrewnieni. Zakręciło mi się w głowie i straciłam przytomność. Ocknęłam się dopiero w punkcie szpitalnym. Był już tam i Blaise i Kingsley, ten cały Fox i ktoś jeszcze. Zaczęłam pytać, o co chodziło tam na sali. Ja jestem mugolakiem, moi rodzice byli mugolami. Nie mam prawa być spokrewniona z Blaisem. Swoją przemowę zaczął Fox. W czasie porządków po tej sytuacji na piątym roku co zrobiliśmy niewielki bałagan została znaleziona przepowiednia. Nazwisko było wytarte, numer się zgubił. Po uzyskaniu pozwoleń zostały ujawnione umieszczone tam wspomnienia – sięgnęła po kubek z herbatą wypijając prawie wszystko. Zaschło jej w gardle, a miała przed sobą jeszcze długa historię do opowiedzenia – Moi rodzice byli młodym małżeństwem. Dopiero się pobrali, pewnego wieczoru pokłócili się. Mama spakowała swoje rzeczy i wyniosła do hotelu na końcu Londynu. Siedząc w barze dosiadł się do niej pewien młody mężczyzna. Zaczęli rozmawiać, a potem po prostu się upili i wylądowali w jednym z pokoi. Spędzili ze sobą kilka dni, w tym czasie tata próbował znaleźć mamę. Zaczęły ją nękać wyrzuty sumienia, zadzwoniła do niego i pogodzili się. Jak się domyślacie tym mężczyzną był ojciec Blaise. Rozeszli się, każde poszło w swoją stronę. Rodzice pojechali na krótkie wakacje by umocnić swój związek. Mama dowiedziała się o ciąży, do momentu narodzin nie była pewna czyją jestem córką. Oczywiście napisała do swojego kochanka o swoich obawach. On odpisał, by porzuciła męża i odeszła z nim. Dla niego nie ważne było to czyja będę. Mama się bała, napisała że nie potrafi. Chce poczekać do momentu porodu. Zgodził się. Co jakiś czas wymieniali listy. Pytał o jej samopoczucie, o przebieg ciąży. W końcu nadszedł czas porodu. Okazało się, że taka się urodziłam. Napisała mu kilka dni po porodzie, jaka się urodziłam. Odszedł. Niestety, kilka tygodni później miałam problemy zdrowotne i potrzebna była krew. Mój, jak do tej pory myślałam, biologiczny ojciec nie mógł być dawcą. Mama napisała do naszego ojca. Przybył i jako anonimowy dawca oddał krew, a potem zniknął. Listy które mama wysyłała wracały. Z czasem przestała pisać.  Okazało się, że nasz ojciec zniknął. Jego ciało znaleziono kilka miesięcy później. Na świecie był również Blaise. Fox razem z asystentami zainteresował się tym. Zaczęli szukać jakiś faktów potwierdzających te informacje. Byli u mojej mamy i pytali. Potwierdziła im te informacje i przekazała listy. Potem przez wybuch wojny ukryli te informacje i wrócili do nich zaraz po wojnie. Zaraz po tym jak nam wszystko opowiedzieli i przekazali na papierach, podjęliśmy się przeprowadzenia testów. Blaise wezwał prawników by ci sprawdzili wszystkie dokumenty ojca. Gdy wszystkie formalności były załatwiane, my zaczęliśmy się poznawać. Na początku było trudno, ale z czasem zaczęliśmy się dogadywać. Połączyły nas wspólne zainteresowania. Jakieś 3 tygodnie później wszystko zostało wyjaśnione, potwierdzone nasze pokrewieństwo.
- No dobrze .. Powiedzmy, że to rozumiemy – Charlie odezwał się jako pierwszy wstając ze swojego miejsca i przyglądał się obojgu – Zastanawia mnie tylko to, dlaczego powiedziałaś nam to dopiero teraz ? Prawie dwa miesiące minęły od tej rozprawy i dopiero teraz nas o tym informujesz.
- Ponieważ prawnik którego wynająłem kazał nam się wstrzymać z rozgłaszaniem tej informacji. Mieliśmy tylko słowo Foxa, potrzebowaliśmy potwierdzenia. Dopiero jak otrzymaliśmy wyniki badań zaczęliśmy zastanawiać się kiedy i jak wam to powiedzieć. Wstrzymaliśmy się, bo była jeszcze jedna kwestia do rozwiązania – Ślizgon wstał i mierzył rudzielca wzrokiem – Zaczęliśmy rozmawiać o przydziale w szkole, zastanawialiśmy się co by było gdyby to wszystko nie było skrywane, czy Hermiona i tak należałaby do Gryffindoru czy może do Slytherinu. Napisaliśmy do profesor McGonagall z pytaniem czy może ponownie przejść przydział. Zgodziła się.
- Poczekajcie .. Zaczynam się gubić – Fleur, która coraz lepiej radziła sobie z językiem angielskim poprawiła się na krześle patrząc na nich uważnie. Jednak po chwili odwróciła się do Luny i razem starały się zrozumieć o co chodzi.
- Ponownie zostałam przydzielona do domu, Tiare zdecydowała, że będę należeć do Slytherinu. Długo myślałam, nawet McGonagall była zaniepokojona. Analizowała całą moją osobowość, wszystko co do tej pory przeżyłam rozdzielała na kawałeczki i po ponad 10 minutach jak nie dłużej zdecydowała. Uznała na koniec, że to będzie dobra szkoła. Nie miejcie mi tego za złe, wolałam byście już wiedzieli wszystko. Znali całą prawdę ode mnie, a nie z plotek.
- Jakie plotec.. Co tu się dzieje ? – brunetka odwróciła się i spojrzała na dwójkę przyjaciół. Ron w moment zrobił się czerwony, Ginny wręcz przeciwnie. Zbladła i była biała jak kartka papieru – To też śmierciożerca tu robi ?
- Ron, on nie jest śmierciożercą
- Ale jest kumplem tego dupka Malfoy’a.
Atmosfera zrobiła się napięta, Blaise spiął się i całą swoją uwagę skupił na Ronaldzie. Ron zaciskał dłonie w pięści, nikt nie odważył się odezwać. Wszyscy obserwowali jak obaj młodzi czarodzieje toczą niewerbalną bitwę.
- Wychodzimy – Blaise zrobił krok w jego stronę i wyprowadził go z domu prawie siłą. Zamknął drzwi i odciągnął go jak najdalej od domu – Powiem ci w skrócie, przyszedłem tutaj na prośbę Hermiony. Chciała wam przekazać bardzo ważne informacje. Bała się zrobić to sama, pewnie dalej w głowie ma myśl, że ją odtrącicie.
- Co ma to z tobą wspólnego ?
- Wszystko. Hermiona jest moja siostrą, mamy tego samego ojca. Rodzina ci opowie wszystko, albo Hermiona potem. Jest świadoma tego jaki macie, a może raczej masz stosunek do nas Ślizgonów dlatego bardzo się bała. Dodatkowo od dzisiaj ona jest jedną z nich. Należy do Slytherinu. Jesteście jako pierwsi poinformowani o tym. Traktuje was jak rodzinę, jesteście dla niej ważni i bardzo bała się waszej reakcji. O twoją rodzinę się nie martwię, widzę że nie będą mieć jej tego za złe. Bardziej to ja martwię się o twój stosunek do niej. Jesteś jej przyjacielem od lat, byliście nawet razem. Powinieneś to zaakceptować. Spróbuj ja skrzywdzić, a źle się to dla ciebie skończy rozumiesz ?
- Nie waż mi się grozić w moim domu. Zrobię co chce.
- No tak, już nie raz doprowadziłeś ja do płaczu. Co ci szkodzi zrobić to jeszcze raz .. Jedno mi się ciście na usta. Dupek.
- Odszczekaj to
- Nie mam zamiaru - pierwszy cios wymierzył rudzielec, Blaise nie należał do mięczaków. Szybko się podniósł oddając mu. Ząb za ząb, oko za oko. Uderzenie za uderzenie. Ciemnowłosy zablokował uderzenie młodego Gryfona i zmierzył go wzrokiem – Chyba już starczy.
- Starczy – chłopak odsunął się od niego i odetchnął głęboko – Nie zranię Hermiony. Nie mam nawet takiego zamiaru. Twój widok w moim domu trochę mnie zaskoczył. Wracajmy bo stwierdzą, że się pozabijaliśmy.

Do domu wrócili późnym wieczorem, po powrocie Rona i Blaise matka rudzielców zrobiła im wykład. Ron pokornie kiwał głową, Blaise wręcz przeciwnie. Przerażony próbował się jakoś tłumaczyć. W końcu im odpuściła i pozwoliła iść doprowadzić się do porządki. Ginny i Ron zostali poinformowani o całej sytuacji. Ginny cały czas unikała kontaktu z Blaisem, robiła to dyskretnie tak by nikt nie zauważył. W końcu wszyscy podzielili się na dwa obozy, dziewczyny zajęły miejsce przy stole kuchennym, a wszyscy faceci poszli do salonu. Hermiona co jakiś czas wyłączała się i obserwowała brata. Martwiła się czy będzie się dogadywać z nimi całą rodziną Weasley’ów. Spojrzała na niego siadając na sofie i uśmiechnęła się lekko zdejmując buty. Była wykończona, emocje i stres jaki dzisiaj przeżyła był nie do opisania, nie miała nawet z czym tego porównać.
- Nie musiałeś bić się z Ronem
- Już mówiłem, to nie ja zacząłem. On mnie pierwszy uderzył, ja tylko oddałem  - mruknął naburmuszony siadając obok niej. Ściągnął buty i położył nogi na stoliku przeciągając się – Zaraz je zdejmę, już tak nie patrz na mnie.
- Jak ci się podobało ?
- Nie  było źle. Na początku myślałem, że każą nam się wynieść. Potem było już lepiej, ale pojawienie się twojego rudzielca wywołało małe zamieszanie. Myślałem, że mnie zabije
- Tak, ja też tak myślałam .. Dobrze, że jakoś się ułożyło. Zrozumieli .. Zaakceptowali mnie. Jeszcze został mi tylko Potter, wiem jak się zachował, ale dalej zachowujemy pozory i staramy się jakoś rozmawiać. Ron też próbuje. Ale pójdę już sama. Z nim trzeba inaczej rozmawiać.
- No to dobrze, ja będę zbierać się.
- Gdzie idziesz ? Nie idź, obejrzyjmy coś
- Umówiłem się z Pansy i Draco. Dawno się z nimi nie widziałem, a chce im powiedzieć o tobie .
- Poszłabym z tobą, ale nie sądzę by to był dobry pomysł. Nigdy nie pałaliśmy z Malfoy’em do siebie miłością.
- Sam to załatwię. Mam na niego sposoby.
- Smycz i kaganiec ? Niezłe metody wychowawcze
Blaise roześmiał się tylko, pocałował ją w czoło delikatnie. Założył buty a potem teleportował się do domu przyjaciela. Draco nie mieszkał już w rodzinnym domu,  nie miał dobrych wspomnień. Za pieniądze odziedziczone po dziadku kupił sobie nieduże mieszkanie w centrum miasta.  Stanął w kuchni i rozejrzał się, nie był nawet zaskoczony zastanym porządkiem. Smok był jedynym facetem jakiego znał który utrzymywał taki porządek. Wziął z lodówki butelkę z whisky i udał się wolnym krokiem do salonu. Oparł się o futrynę i przyglądał się dwójce swoich przyjaciół. Tak naprawdę to tylko na nich mógł polegać całe życie. Zawsze mu pomagali, a on pomagał im. Teraz mieli siebie, tylko on miał jeszcze siostrę. Siedzieli na fotelach i żywo o czymś dyskutowali. Wszedł do środka i przeskoczył przez oparcie kanapy i rozsiadł się na niej wygodnie patrząc na nich z uśmiechem.
- Coś mnie ominęło kwiatuszki ?
- No w końcu jesteś ! Miałam już wysyłać po ciebie ekipę poszukiwawczą Diabełku. Smok mi właśnie opowiadał jak przespał się z Rudą od Weasley’ów. A ta, przynajmniej ja tak twierdze, w akcie zemsty ograła go w pokera na kilkadziesiąt tysięcy galeonów.
- Pansy, cukiereczku ty mój, pamiętaj : najpierw obowiązki potem przyjemności. Nie przestrzegając tego zginiecie robaczki – otworzył butelkę którą sobie przyniósł i pociągnął łyk ukochanego trunku – Muszę dać naszemu przyjacielowi kilka lekcji by mógł się odegrać. A co do Ginervy , pewnie nie spełnił jej wymagań i postanowiła jeszcze raz go upokorzyć. Za nim przejdziemy do momentu w którym Dracon mnie morduje, to opowiedzcie mi  jak to się stało.
- Długa historia. Astoria spiknęła się z Potterem, ktoś strzelił im zdjęcia które oczywiście wylądowały na okładkach Proroka i to dwa razy. Za pierwszym nie wiadomo kim była ta lala, potem okazało się, że to Greengrass. Po..
- Ja się wkurwiłem, no nie kocham jej. Dobrze o tym wiesz, ale rogacze z siebie nie pozwolę robić. Wparowałem do Ministerstwa i po drodze spotkałem Weasley’ównę. Ta marna asystentka Potter’a próbowała nas okłamać. Ktoś mruknął, że Potter to jednak jest mądry bo zdążył uciec. Mam dobry słuch i usłyszałem to. Złapałem rudą za ramie i wyprowadziłem. Dogoniliśmy ich i rozpętaliśmy awanturę. Potem zostaliśmy wyprowadzeni z Ministerstwa i poszliśmy się napić, reszty się domyśl.
- A to ciekawe … Ty i ona. To takie hm dziwne ? Zaskakujące ? Brakuje mi określeń na to
- To dobrze, ucisz się człowieku i powiedz jakie ty masz plany w związku ze swoim życiem. Wracasz do szkoły, czy jako jedyny z nas się wyłamiesz i zostaniesz w Londynie ?
- Na początku miałem zamiar nie wracać. Bo tak naprawdę nie jest mi to potrzebne. Mam wystarczająco dużo pieniędzy by założyć swój biznes. Mogę nawet gdzieś wyjechać i tam zacząć życie na nowo. Miałem wiele różnych planów i pomysłów. Ale zdecydowałem się jednak wrócić. Ktoś pojawił się w moim życiu i dla niej postanowiłem wrócić.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

The Third

Witajcie